Pokazywanie postów oznaczonych etykietą syriusz black. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą syriusz black. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 sierpnia 2014

4. Garbata, jednooka wiedźma.

Padał deszcz, tym samym topiąc gęsty śnieg. Drużyny Gryffindoru i Ravenclaw modliły się w duchu, by pogoda poprawiła się do jutra, by można było we względnie dobrych warunkach rozegrać mecz. 
Florence właśnie jadła śniadanie w  Wielkiej Sali i czytała swoje zadanie domowe z eliksirów, które zadał na święta Slughorn, kiedy nagle obok jej talerza pojawiła się zabłocona miotła. Dziewczyna skrzywiła się i schowała pergamin do torby, by długie godziny ślęczenia nad zadaniem nie poszły na marne. 
- Mogłabym zjeść konia z kopytami! - wykrzyknęła panna Wood i usiadła obok swojej przyjaciółki. Odsunęła na bok swoją miotłę, rozglądając się przy tym za czymś dobrym do zjedzenia.
- Musi ci wystarczyć kurczak, możesz zjeść moją porcję - powiedziała Florence, przysuwając swój talerz Jasmine. - Tobie jest bardziej potrzebna. - Zapadła między nimi cisza. Dziewczyna odchrząknęła. - Czy nie uważasz, że narzucasz zespołowi za duże tempo? No wiesz... treningi od czwartej trzydzieści rano, kiedy wróciłaś z nimi po północy do Pokoju Wspólnego. Jak tak dalej pójdzie, to nie będziecie mieli siły, by jutro wygrać. 
- Czy ty właśnie skrytykowałaś sposób gry najlepszej kapitan Quidditcha od czasów Terenca Doka? - spytała Jasmine, odkładając na bok talerz z jedzeniem. - Ja się nie wpycham w twoje życie, gdzie twoimi jedynymi przyjaciółmi są pergaminy, prawda? 
Monroe pokiwała głową w milczeniu. Zawsze unikała konfliktów, a Wood była słynna ze swojego wybuchowego temperamentu. 
Kiedy już miała powiedzieć coś w stylu "Może masz rację, ale przemyśl to jeszcze", przerwał jej męski głos, którego bynajmniej nie miała zamiaru teraz usłyszeć.
- Jasmine! Jak ja za tobą tęskniłem, słońce ty moje - powiedział Syriusz Black, siadając obok pani kapitan. Pocałował ją w policzek, a ona zarumieniła się lekko, wzbudzając tym dezaprobatę jej najbliższej przyjaciółki. - Mam nadzieję, że nasza dzisiejsza randka jest nadal aktualna. 
- Pewnie. - Jasmine zmusiła się do pozornego wyluzowania, równocześnie ściskając z niewyobrażalną siłą rękę Monroe pod stołem. - Wpadnij po mnie o szóstej.
- Jak sobie panienka życzy. Do zobaczenia pod posągiem garbatej wiedźmy, złotko - powiedział lekko ściszonym głosem. Florence nie mogła pozbawić się wrażenie, że jest to idealnie przestudiowany tembr głosu Syriusza, który ma wprawiać jego kolejne ofiary w drżenie oczekiwania. 
- Do zobaczenia - zapiszczała Jasmine i pomachała chłopakowi samymi opuszkami palców. Black uśmiechnął się, skłonił się w stronę Monroe, ucałował swoją przyszłą randkę i przeszedł do swojego stołu, gdzie czekali na niego przyjaciele. 
Florence doskonale widziała, jak mu gratulują i parodiują jego gesty, kiedy rozmawiał z jej przyjaciółką. Jedynie Lupin siedział zmizerniały nad kubkiem z dyniowym sokiem i patrzył się w pomarańczowy kolor płynu. Po chwili zmarszczył brwi, jakby wiedząc, że jest obserwowany, a następnie spojrzał na zdezorientowaną Monroe. Uśmiechnął się do niej, ale ona spanikowana odwróciła szybko wzrok, zastanawiając się równocześnie skąd kolejne zadrapanie na jego twarzy.
~*~
Obudził ją zduszony płacz jej przyjaciółki na łóżku obok. W kompletnych ciemnościach, zaspana, podeszła do łóżka Jasmine, usiadła na jego skraju i delikatnie dotknęła jej ciemnych włosów. Wood poruszyła się niespokojnie i podniosła swoje zaczerwienione oczy, a jej ciałem znów zawładnęła nowa fala łez. Florence przytuliła ją mocno, a następnie otarła swoją koszulką twarz przyjaciółki. 
- Co się stało? - zapytała szeptem, by nie obudzić innych dziewcząt z sypialni.
- Wszystko ukartował, dosłownie wszystko - Jasmine zachłysnęła się powietrzem i pokręciła głową. - A ja myślałam, że chce się ze mną spotkać, bo doszedł do wniosku, że jestem ładna, że mamy wiele wspólnego...
- Przykro mi kochanie, ale nadal niewiele rozumiem.
- Czekałam na niego przy garbatej wiedźmie, tak jak prosił. Co prawda spóźnił się nieznacznie, ale doszłam do wniosku, że to w końcu Black, nie byłby sobą gdyby przyszedł o czasie. Okazało się, że za posągiem jest przejście do Hogsmeade, do Miodowego Królestwa. Myślałam, że to tam zostaniemy, ale on stwierdził,  że myślał bardziej o Trzech Miotłach. - Głos jej się załamał, ale ciągnęła dalej, kurczowo ściskając dłoń przyjaciółki. - Kupił mi piwo kremowe, a kiedy nie patrzyłam musiał mi czegoś tam dorzucić, bo kiedy tylko zrobiłam jeden łyk zachciało mi się niewyobrażalnie spać. Kiedy tylko to zauważył, stwierdził, że tak na prawdę nie chciał się ze mną umówić, ale obiecał Jamesowi, że doprowadzi Gryffindor do zwycięstwa w Quidditchu. Powiedział, że nigdy mu się nie podobałam i raczej nie spodobam, bo woli dziewczyny od babo-chłopów i jeszcze nigdy nie spędził tak nudnego wieczoru. Odszedł, a ja wypiłam do końca piwo kremowe. Później zasnęłam i obudziłam się dopiero po kilku godzinach, kiedy zamykano Trzy Miotły. 
- Biedna Jasmine...
- Ale to nie wszystko. Miodowe Królestwo także zamknięto, a Syriusz dolał mi eliksiru usypiającego tylko po to, bym nie miała jak wrócić. Pomógł mi tylko taki jeden barman ze Świńskiego Łba, który użyczył mi swojego przejścia do Hogwartu. A ja zamiast wściekać się na dupka Blacka i użalać się nad własną sytuacją, zastanawiałam się po co barmanowi przejście do naszej szkoły. Uważasz, że jestem stuknięta?
- Oczywiście, że nie. Powiedz mi tylko teraz, co chcesz zrobić z całą to sytuacją.
- To proste. Muszę zmiażdżyć Jamesa Pottera.

------
Zastój na wszystkich moich opowiadaniach jest spowodowany awarią komputera. A raczej jego totalną destrukcją. Przepraszam.

Poza tym, chciałabym podziękować tym, którzy komentują tego bloga - jest mi niezmiernie miło.

piątek, 18 kwietnia 2014

3. Łajnobomby, Zmiatacz i bolący tyłek.

Florence czuła się jakby zaraz miały odpaść jej ręce. Nigdy nie była zbytnio wysportowana, szczerze powiedziawszy to unikała sportu jak ognia, a dziś wypożyczyła zdecydowanie za dużo książek z biblioteki. Ale jak mogła zostawić na półce takie pozycje jak „Runy i medycyna mugolska”, czy „Transmutacja, coś więcej niż magia”?
Czuła jak jej palce pulsują od tamowanej krwi, jak jej oddech coraz bardziej przyśpiesza z każdym pokonanym stopniem.
Zatrzymała się tuż przed schodami na siódme piętro, obok wejścia do Holu Hieroglifów, gdy poczuła dziwny zapach. Zmarszczyła nos, a następnie poprawiła książki i skierowała się w głąb holu. Trzymając się lewej strony korytarza, rozglądała się bacznie, próbując wyłapać źródło tego smrodu, który z każdym krokiem się potęgował.
Nagle, zza zakrętu wyleciała w jej stronę duża, brązowa kula, która trafiła ją w prawy bark. Pod wpływem impetu dziewczyna upuściła książki na ziemię. Zdezorientowana spojrzała na swoją szatę, a następnie szybkim ruchem zatkała sobie nos. Łajnobomby.
Poczuła jak jej policzki oblekają się czerwienią złości. Z jej ust wydarł się krzyk bezradności i stek brzydkich, mugolskich przekleństw, kiedy trzymając delikatnie szatę, oglądała zniszczenia spowodowane wynalazkiem Alberyka Grunnion.
- Łapo, czy ty też to słyszałeś? – Doszło do jej uszu, w przerwie pomiędzy jękami. Dopiero teraz dotarło do niej, że łajnobomby nie mogły znaleźć się, ot tak w hogwardzkim korytarzu. Nim zdążyła jakkolwiek się ruszyć, z odnogi holu wyłoniło się trzech chłopaków w szatach gryfonów. Ubrudzeni tak samo jak ona, z zadowoleniem bijącym z twarzy.  
Najwyższy i najprzystojniejszy z nich, pierwszy dostrzegł dziewczynę przed sobą i zatrzymał pozostałą dwójkę.
- Ups, Monroe! – odezwał się kpiąco Syriusz Black, odgarniając przy tym włosy z twarzy. – Czyżbyś dostała jakąś…
- Ugh, zamknij się Black – rzuciła Florence i pokręciła głową. W tej chwili nie mogła uwierzyć, co pociągało Jasmine w tym bucu. Przypatrywała się temu drwiącemu uśmieszkowi, ciemnym, brązowym oczom, obłudzie wymalowanej na twarzy i naprawdę nie mogła tego pojąć. Odchrząknęła i zadarła nieco wyżej głowę. – Minus dwa punkty za napaść na Prefekta Naczelnego oraz minus dwa punkty za zdewastowanie Holu Hieroglifów – powiedziała jak najgłośniej potrafiła, patrząc mu prosto w twarz, na której malowało się rozbawienie.
- Och, nie musiałaś – odpowiedział. Jego przyjaciel, stojący po prawej niski, gruby nastolatek o świńskich oczkach i szarych, mysich włosach zarechotał i pokiwał głową z uznaniem. Ten z lewej strony stał za to nieruchomo, jakby ktoś go spetryfikował. Florence dopiero po chwili odkryła, że był to nie kto inny, jak Lupin, którego poznała kilkanaście dni temu.
- Więc nie obchodzi cię to, że twój dom traci przez ciebie punkty?
- Jeżeli była to słuszna sprawa, to nie.
- A co według ciebie, jest tą słuszną sprawą?
- Widzisz mego przyjaciela Petera? – Wskazał na grubego chłopaka i poklepał go po głowie, jak psa. – Jakiś pierwszak nabijał się z jego fryzury, że niby wygląda jak łajno. Dziś sprawiliśmy, że to nie Peter ma gówniane włosy, ale właśnie ten uroczy chłopaczek. No i ty…
- Przestań Łapo. – Niespodziewanie odezwał się Lupin i pokręcił głową w stronę swojego przyjaciela. - Nie warto – wyartykułował niemal bezdźwięcznie, następnie spojrzał na Florence i uśmiechnął się  przyjaźnie. Dziewczyna miała wrażenie, że jakoś zmizerniał od czasu, gdy widziała go po raz ostatni. – Daruj, ostatnio rzadko spuszczamy go ze smyczy.
* * *
Siedziała opatulona kocem, z kubkiem gorącej czekolady w jednej dłoni, a w drugiej trzymając „Dawne i w ludzkiej niepamięci pogrążone zaklęcia i uroki”. Z jej wilgotnych, dopiero co umytych włosów, co chwilę skapywały za kołnierz koszulki krople wody, którym nie udało się wsiąknąć w pomarańczowy ręcznik na jej głowie.
Trochę jej zajęło, zanim pozbyła się z włosów tego przeraźliwego zapachu. Z szatą był mniejszy problem. Wystarczyło Evanesco.
Westchnęła.
Przerzuciła kolejną stronę woluminu, czując jak jej oczy powoli robią się coraz cięższe. Poklepała się po policzkach, by się trochę rozbudzić. Siedziała w Pokoju Wspólnym, w przed ostatni dzień ferii. Było na tyle późno, że nikogo już nie było. Za to zostały okruszki na niebieskim dywanie po ciasteczkach przysłanych przez panią Longbottom dla Aarona, które jakimś cudem dostały się do ogólnego obiegu.
Spojrzała za okno. Biały śnieg niezwykle kontrastował z atramentową czernią nieba, gór i jeziora. Wysoko na niebie wisiał księżyc w pełni.
Bezwiednie zamknęła książkę i podkuliła nogi pod brodę. Czekała na Jasmine, która nadal była na treningu, choć było dobrze po dwunastej. Jeżeli nadal tak pójdzie, to za niedługo cała drużyna ją znienawidzi.
Poza tym, z jednej strony oczekiwała przyjścia koleżanki, a z drugiej bała się go, bo z pewnością nie da rady zatrzymać języka za zębami i opowie jej o dzisiejszym upokorzeniu ze strony gryfonów. Może nawet pokłócą się o Syriusza? Tak jak to było drugiego dnia świąt? Cóż ona ma poradzić, że nie trawiła tego chłopaka od trzeciej klasy, kiedy to wsadził jej do torby chochlika kornwalijskiego na zajęciach z Obrony przed Czarną Magią?
Oczami duszy znów analizowała całe dzisiejsze zamieszanie. Przynajmniej Lupin zachował się przyzwoicie, pomagając jej zebrać książki. Ale co z tego, jeżeli przyjaźnił się z tą bandą neandertalczyków?
Jej rozmyślania przerwało gwałtowne wejście całej drużyny Quidditcha do Pokoju Wspólnego. Większość z nich nie dotarła nawet na sofy, bądź fotele, tylko położyła się na dywanie brzuchem do góry z głośnym pojękiwaniem. Tylko Jasmine raźno zasiadła obok swojej przyjaciółki, z promiennym uśmiechem od ucha do ucha.
- Na Merlina, tyłka nie czuję – zastękał Steve Hart i wypuścił gwałtownie powietrze.
- Nie marudź, bo znów dowali nam pięcioma kółkami w prezencie – odpowiedziała jego siostra Claire, posyłając mu kuksańca w bok. Chłopak skrzywił się nieznacznie.
- Per aspera ad astra, kochani – skomentowała tylko pani kapitan i klasnęła w dłonie, jakby chciała ich zachęcić do dalszej walki.
- Florence, błagam przetłumacz bełkot naszej Wood, bo moje zwoje mózgowe myślą tylko o tym jak ją zamordować za pomocą pałki i tłuczka – powiedziała Claire i przewróciła się na podłodze na brzuch, by zdjąć z ramion ochraniacze.
- Przez trudy do gwiazd – odpowiedziała Monroe, spoglądając na czarną bryłę lasu za oknem. – Co ty im dzisiaj zrobi… - urwała nagle, wśród bladych promieni księżyca, dostrzegła bladą postać biegnącą na czworakach do Zakazanego Lasu. Ścigał ją wielki jeleń.
- Flo, Flo! Ziemia do czarownicy, halo! – Głos jej przyjaciółki, wyrwał ją z zamyślenia. Zamrugała gwałtownie i spojrzała na ładną twarz Jasmine Wood. – Ale miałaś odlot, prawie jak na najnowszym Zmiataczu.

- Chyba masz rację.