Florence czuła się jakby zaraz
miały odpaść jej ręce. Nigdy nie była zbytnio wysportowana, szczerze powiedziawszy
to unikała sportu jak ognia, a dziś wypożyczyła zdecydowanie za dużo książek z
biblioteki. Ale jak mogła zostawić na półce takie pozycje jak „Runy i medycyna
mugolska”, czy „Transmutacja, coś więcej niż magia”?
Czuła jak jej palce pulsują od
tamowanej krwi, jak jej oddech coraz bardziej przyśpiesza z każdym pokonanym
stopniem.
Zatrzymała się tuż przed schodami
na siódme piętro, obok wejścia do Holu Hieroglifów, gdy poczuła dziwny zapach. Zmarszczyła
nos, a następnie poprawiła książki i skierowała się w głąb holu. Trzymając się
lewej strony korytarza, rozglądała się bacznie, próbując wyłapać źródło tego
smrodu, który z każdym krokiem się potęgował.
Nagle, zza zakrętu wyleciała w
jej stronę duża, brązowa kula, która trafiła ją w prawy bark. Pod wpływem
impetu dziewczyna upuściła książki na ziemię. Zdezorientowana spojrzała na swoją szatę, a
następnie szybkim ruchem zatkała sobie nos. Łajnobomby.
Poczuła jak jej policzki oblekają się czerwienią złości. Z
jej ust wydarł się krzyk bezradności i stek brzydkich, mugolskich przekleństw,
kiedy trzymając delikatnie szatę, oglądała zniszczenia spowodowane wynalazkiem
Alberyka Grunnion.
- Łapo, czy ty też to słyszałeś? – Doszło do jej uszu, w
przerwie pomiędzy jękami. Dopiero teraz dotarło do niej, że łajnobomby nie
mogły znaleźć się, ot tak w hogwardzkim korytarzu. Nim zdążyła jakkolwiek się
ruszyć, z odnogi holu wyłoniło się trzech chłopaków w szatach gryfonów.
Ubrudzeni tak samo jak ona, z zadowoleniem bijącym z twarzy.
Najwyższy i najprzystojniejszy z nich, pierwszy dostrzegł
dziewczynę przed sobą i zatrzymał pozostałą dwójkę.
- Ups, Monroe! – odezwał się kpiąco Syriusz Black, odgarniając
przy tym włosy z twarzy. – Czyżbyś dostała jakąś…
- Ugh, zamknij się Black – rzuciła Florence i pokręciła
głową. W tej chwili nie mogła uwierzyć, co pociągało Jasmine w tym bucu. Przypatrywała
się temu drwiącemu uśmieszkowi, ciemnym, brązowym oczom, obłudzie wymalowanej
na twarzy i naprawdę nie mogła tego pojąć. Odchrząknęła i zadarła nieco wyżej
głowę. – Minus dwa punkty za napaść na Prefekta Naczelnego oraz minus dwa
punkty za zdewastowanie Holu Hieroglifów – powiedziała jak najgłośniej potrafiła,
patrząc mu prosto w twarz, na której malowało się rozbawienie.
- Och, nie musiałaś – odpowiedział. Jego przyjaciel, stojący
po prawej niski, gruby nastolatek o świńskich oczkach i szarych, mysich włosach zarechotał i pokiwał głową z uznaniem. Ten z lewej strony stał za to nieruchomo, jakby ktoś go spetryfikował. Florence dopiero po chwili odkryła, że
był to nie kto inny, jak Lupin, którego poznała kilkanaście dni temu.
- Więc nie obchodzi cię to, że twój dom traci przez ciebie
punkty?
- Jeżeli była to słuszna sprawa, to nie.
- A co według ciebie, jest tą słuszną sprawą?
- Widzisz mego przyjaciela Petera? – Wskazał na grubego
chłopaka i poklepał go po głowie, jak psa. – Jakiś pierwszak nabijał się z jego
fryzury, że niby wygląda jak łajno. Dziś sprawiliśmy, że to nie Peter ma
gówniane włosy, ale właśnie ten uroczy chłopaczek. No i ty…
- Przestań Łapo. – Niespodziewanie odezwał się Lupin i
pokręcił głową w stronę swojego przyjaciela. - Nie warto – wyartykułował niemal
bezdźwięcznie, następnie spojrzał na Florence i uśmiechnął się przyjaźnie. Dziewczyna miała wrażenie, że
jakoś zmizerniał od czasu, gdy widziała go po raz ostatni. – Daruj, ostatnio
rzadko spuszczamy go ze smyczy.
* * *
Siedziała opatulona kocem, z
kubkiem gorącej czekolady w jednej dłoni, a w drugiej trzymając „Dawne i w
ludzkiej niepamięci pogrążone zaklęcia i uroki”. Z jej wilgotnych, dopiero co
umytych włosów, co chwilę skapywały za kołnierz koszulki krople wody,
którym nie udało się wsiąknąć w pomarańczowy ręcznik na jej głowie.
Trochę jej zajęło, zanim pozbyła
się z włosów tego przeraźliwego zapachu. Z szatą był mniejszy problem.
Wystarczyło Evanesco.
Westchnęła.
Przerzuciła kolejną stronę
woluminu, czując jak jej oczy powoli robią się coraz cięższe. Poklepała się po
policzkach, by się trochę rozbudzić. Siedziała w Pokoju Wspólnym, w przed
ostatni dzień ferii. Było na tyle późno, że nikogo już nie było. Za to zostały
okruszki na niebieskim dywanie po ciasteczkach przysłanych przez panią
Longbottom dla Aarona, które jakimś cudem dostały się do ogólnego obiegu.
Spojrzała za okno. Biały śnieg
niezwykle kontrastował z atramentową czernią nieba, gór i jeziora. Wysoko na
niebie wisiał księżyc w pełni.
Bezwiednie zamknęła książkę i
podkuliła nogi pod brodę. Czekała na Jasmine, która nadal była na treningu,
choć było dobrze po dwunastej. Jeżeli nadal tak pójdzie, to za niedługo cała
drużyna ją znienawidzi.
Poza tym, z jednej strony
oczekiwała przyjścia koleżanki, a z drugiej bała się go, bo z pewnością nie da
rady zatrzymać języka za zębami i opowie jej o dzisiejszym upokorzeniu ze
strony gryfonów. Może nawet pokłócą się o Syriusza? Tak jak to było drugiego
dnia świąt? Cóż ona ma poradzić, że nie trawiła tego chłopaka od trzeciej
klasy, kiedy to wsadził jej do torby chochlika kornwalijskiego na zajęciach z
Obrony przed Czarną Magią?
Oczami duszy znów analizowała
całe dzisiejsze zamieszanie. Przynajmniej Lupin zachował się przyzwoicie,
pomagając jej zebrać książki. Ale co z tego, jeżeli przyjaźnił się z tą bandą neandertalczyków?
Jej rozmyślania przerwało
gwałtowne wejście całej drużyny Quidditcha do Pokoju Wspólnego. Większość z
nich nie dotarła nawet na sofy, bądź fotele, tylko położyła się na dywanie brzuchem
do góry z głośnym pojękiwaniem. Tylko Jasmine raźno zasiadła obok swojej
przyjaciółki, z promiennym uśmiechem od ucha do ucha.
- Na Merlina, tyłka nie czuję –
zastękał Steve Hart i wypuścił gwałtownie powietrze.
- Nie marudź, bo znów dowali nam pięcioma
kółkami w prezencie – odpowiedziała jego siostra Claire, posyłając mu kuksańca
w bok. Chłopak skrzywił się nieznacznie.
- Per aspera ad astra, kochani – skomentowała tylko pani kapitan i
klasnęła w dłonie, jakby chciała ich zachęcić do dalszej walki.
- Florence, błagam przetłumacz
bełkot naszej Wood, bo moje zwoje mózgowe myślą tylko o tym jak ją zamordować
za pomocą pałki i tłuczka – powiedziała Claire i przewróciła się na podłodze na
brzuch, by zdjąć z ramion ochraniacze.
- Przez trudy do gwiazd – odpowiedziała
Monroe, spoglądając na czarną bryłę lasu za oknem. – Co ty im dzisiaj zrobi… -
urwała nagle, wśród bladych promieni księżyca, dostrzegła bladą postać biegnącą
na czworakach do Zakazanego Lasu. Ścigał ją wielki jeleń.
- Flo, Flo! Ziemia do czarownicy,
halo! – Głos jej przyjaciółki, wyrwał ją z zamyślenia. Zamrugała gwałtownie i
spojrzała na ładną twarz Jasmine Wood. – Ale miałaś odlot, prawie jak na najnowszym
Zmiataczu.
- Chyba masz rację.
Przeczytałam i lecę do Worda napisać dłuuuuuugi komentarz Wielkanocny :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi się podoba!
Pozdrawiam,
mimoza.
Miło mi to słyszeć :) Co prawda nie ma tutaj zbyt wiele akcji, ale w następnym już się wszystko zaczyna na dobre ;)
UsuńHej, dostajesz nominacje do Liebster Blog Awards. Więcej informacji pod adresem: http://nad-naturalni.blogspot.com/2014/05/liebster-blog-awards.html
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
P.S. Kiedy następny rozdział...?
taka prestiżowa nagroda, łaaaał, ale super, łaaaał, wygrałaś życie, łaaał. : o
Usuń? O.O
UsuńJesli ci sie to nie podoba to po prostu nie komentuj. Nikt ci nie kaze pisac laaaal na widok nominacji na czyims blogu.
? O.O ból ?
UsuńNadwrażliwa mi każe. łaaaał.
Wtf?!
UsuńSkoro ,,Nadwrażliwa ci każe'' to czemu tak zhejtowalas tę nagrodę, zamiast spokojnie odmówić przyjęcia ,,za Nadwrażliwą''?
darling, to nie hejt. to sarkazm.
UsuńCalm down. Dziękuję za nominację, z tego co widziałam nagradzacie tylko wybrane przez Was blogi - dlatego jest mi nad wyraz miło.
UsuńRaczej nie przyjmuję Liebsterów, dlatego i w tym przypadku, po pprostu grzecznie podziękuję.
Wreszcie ktos normalny sie odezwal :)
UsuńTo nic ze nie przyjmujesz. Ale nominacja zawsze pozostaje ;)
P.S. To kiedy ten rozdzial...? ;D
Coś ja widzę, że ty tutaj nie wrócisz ;__; Szkoda, blog fajny, codziennie wchodzę, żeby zobaczyć czy jest post.
OdpowiedzUsuń~Chomik
Dziękuję za ciepłe słowa. Nie odchodzę, piszę - ale niestety wszystkie rozdziały oraz rozpiskę diabli wzięli wraz z komputerem.
UsuńLubię twoich Huncwotów. Są prawie tacy sami jakich sobie ich wyobrażałam czytając książki. Nie są jakoś przesadnie zabawni, wydają się być normalni, na swój pokręcony sposób oczywiście. Są prawdziwi.
Usuń